<< Poprzednie zdjęcie | Następne zdjęcie >> |
Zdjęcie archiwalne pochodzi ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego. Kliknij tutaj, aby zobaczyć je w bazie NAC. Zdjęcie zostało wykonane w 1926 roku.
Dzisiejsze zdjęcie zostało wykonane na ulicy Grodzkiej, a widoczne w tle charakterystyczne posągi stoją niezmiennie przed Kościołem Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Nie wiem kim jest przedstawiony na archiwalnym zdjęciu fotograf, ale na nowym pozuje mi Michał Sitkiewicz, który specjalizuje się w fotografii kolodionowej. Michał robi zdjęcia bezpośrednio na szklanych płytach, techniką, która największą popularnością cieszyła się w drugiej połowie XIX wieku. Oprócz sporych rozmiarów aparatu musi mieć ze sobą także przenośną ciemnię, dzięki której wygląda trochę jak uliczny magik albo chemik ;-)
Nasz projekt był obustronny, czyli nie tylko ja fotografowałem Michała, ale także on mnie. Ponieważ jesteśmy na stronie znanej z porównywania zdjęć również i w tym przypadku musi obowiązywać przyjęta formuła, a więc wszystkie zdjęcia, nawet portrety, muszą być zaprezentowane z suwakiem. Zdjęcia są więc podwójne, „stare” (kolodionowe) jak i „nowe” (cyfrowe). Te ostatnie wykonała Gabriela Szewczyk.
Dla wszystkich zainteresowanych chociaż trochę fotografią, poniżej zamieszczam opis powstawania tych wyjątkowych zdjęć.
Technika używana przez Michała została wynaleziona w 1851 roku (mokry kolodion negatywowy), a rok później ukazały się pierwsze ambrotypy. Odpowiednio przygotowane szkło oblewa się roztworem kolodium. Sole w nim zawarte, bromek kadmu i jodek amonu, zamieniają się pod wpływem kąpieli srebrowej w światłoczułe związki srebra. Cały proces musi się odbyć w ciągu kilku do kilkunastu minut, ponieważ płyta, jak sama nazwa techniki wskazuje, musi być mokra, by była światłoczuła. Czas ekspozycji to kilka sekund, a chwilę po wykonaniu fotografii płytę należy wywołać w przenośnej ciemni i utrwalić. Etap utrwalania jest niezwykle efektowny i emocjonujący. W rezultacie powstają ambrotypy na czarnym szkle – czyli unikatowe pozytywy kolodionowe. Bez użycia skanera i drukarki powielenie tak wykonanych ambrotypów jest niemożliwe.
Nazwa ambrotypia pochodzi od greckiego ambrotos – nieśmiertelny, niezniszczalny. Dzięki tym fotografiom ludzie mieli poczucie, że pozostawiają po sobie ślad na wieki i nie mylili się, niezliczona ilość ambrotypów zachowała się do dziś.
Na koniec trochę zdjęć moich:
Fotoreportaż Gabrysi:
I film przedstawiający utrwalanie ambrotypu:
Miejsce to będzie niedługo świadkiem wielkiego zgromadzenia Obywateli w związku z pogrzebem nieodżałowanego Mistrza Mrożka…
To fantastyczne co robicie! Ta strona jest jedna z moich ulubionych. Pomysl na przedstawienie Krakowa dzis i jutro w jednej klatce – rewelacyjny.
W jaki inny sposob moznaby porownac co nowe, a co pamieta czasy sprzed nas i naszych Rodzicow, Dziadkow…
Bardzo dziekuje za pomysl i za to, ze zdecydowaliscie sie tym podzielic!
Rewelacja :)
Gratuluję pomysłu. Dobra robota
To musiało być emocjonujące – zobaczyć siebie na „starym” zdjęciu, jakby się cofnęło w czasie i stało nie na współczesnej uliczce, a przedwojennej. Gdybym tylko miała możliwość, sama bardzo chciałabym posiadać takie zdjęcie. Czułabym się co najmniej jak władczyni czasu. Fascynująca technika.
Pozdrawiam!
Chciałam pogratulować świetnego przedsięwzięcia w postaci pokazywania w ten sposób Krakowa. Widać jak dużo zaangażowania to kosztuje, ale i na pewno niezbędnej fotograficznej pasji :) Będę tu wracać i czekam na następne zdjęcia.
Pewnie nie słyszeli o stężonym wywoływaczu RODINAL i radzieckich filmach (17 metrów) w puszkach. Taka puszka to mi wystarczała na imprezę ;-) Polak zawsze potrafi: wyświetlane slajdy ze statywu wyższego fotografowałem na statywie niższym. Jak trzydzieści parę lat temu się dało to czemu teraz ma się nie dać kopiować. Aha rozumiem prawa autorskie :-( W PRLu nie było praw autorskich :-) ps. czechosłowacki papier był za bardzo żółty